wtorek, 28 lipca 2015

Małe a cieszy...

    Połowa lata za nami... Chcemy czy nie, trzeba zacząć myśleć o chłodniejszej, ale również pięknej porze roku. I tutaj nadarzyła się okazja do uszycia niemowlęcych czapeczek i apaszek. Oba zestawy powstały dla córeczki mojej koleżanki. Jak to bywa z dziecięcymi rzeczami, dość szybko się je szyje. Osobiście wiele radości mi sprawia tworzenie takich małych szyjątek :) Do ich uszycia użyłam dresówki szarej oraz w kolorze fuksji i jasnej mięty. Apaszki są dwustronne, wiązane. Chciałam zrobić jednostronne ale tak chyba wyglądają lepiej. Jak uważacie?
    Kokardki się od siebie różnią,  podobnie jak sposób szycia góry czapek. Nie ma to większego znaczenia,  po prostu szukam najlepszych sposobów :) Sprawdzam jak lepiej się układa materiał i jak mogę sobie ułatwić pracę. 
    Jesień zbliża się wielkimi krokami i muszę uszyć chłopięce wersje dla moich synków. Może z jakimiś czadowymi aplikacjami? Hmm...

    Wy też szyjecie czapki dla siebie lub najbliższych?

sobota, 25 lipca 2015

Gdy się nie wierzy w swoje możliwości...

To będzie bardzo krótki wpis ale bardzo ważny dla mnie...

    Wczoraj na moim ulubionym blogu, pojawił się post, który bardzo dodał mi odwagi. Odwagi do spełniania swoich marzeń. Odwagi do poszukiwania pasji. Odwagi do wprowadzenia zmian w swojej codziennej egzystencji... Odwagi do życia i szycia :)
   Adela Szyje umieściła zdjęcie mojej drugiej rzeczy, którą uszyłam. Spodenki prezentowałam już na moim blogu i nie jest to nic niezwykłego. Nie są ani piękne, ani szczególnie trudne. Takie zwykłe dzianinowe spodenki dla dziecka. Napisała wiele miłych słów, które zmotywowały mnie do dalszego działania.
     Tydzień przed uszyciem spodni,  kiedy przyszła moją maszyna wiele wątpliwości mnie męczyło. Nie wierzyłam nawet w to, że będę w stanie uruchomić maszynę. W mojej głowie było pytanie "co ja sobie myślałam? Że będę umiała choćby  zszyc ze sobą dwie szmatki? Nie ma szans..."
    Jeszcze nic nie umiem, jeszcze wiele lat nauki przede mną... Ale wierzę, że mogę. Wierzę, że każdy może w końcu odkryć w sobie pasję.
Adelo,  dziękuję :)

piątek, 24 lipca 2015

Minky... Podejście nr 2

   Po pierwszym podejściu do Minky jestem mądrzejsza o kilka spraw.
   Oczywiście nic nowego w tej sprawie nie napiszę-kto szył, ten wie z czym to się wiąże. Igła do dzianin. Chociaż na moje oko nie różni się się niczym od tradycyjnej igły(poza zabarwieniem) to bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Próbowałam szyć zwykłą igłą ale się po prostu nie dało! Kombinowałam z naprężeniem nici. Gdy zwiekszałam naprężenie to nitka mi się zrywała,  gdy zmniejszałam- maszyna przepuszczała szwy. Ze specjalną igłą nie miałam tych problemów.  Ścieg gęsty zygzak. Precyzyjne wykroje.

Zszylam boki pozostawiając otwór na wlozenie wypełnienia, zaczęłam ręcznie ściegiem krytym. Do tego momentu byłam bardzo zadowolona. Przyszedł czas na przepikowanie kocyka/kołderki aby wypełnienie nie zbijało się podczas użytkowania.  I tutaj zaczęły się schody...
Kocyk rozjeżdżał mi się pod maszyną. Minky się rozciągało, wypełnienie przesuwało. Skręcił się cały i nie mogłam go poskromić. Gęste szpilkowanie nie wiele pomogło niestety.   
Pikowanie wypruwałam 4 razy. Co najmniej kilka razy naszła mnie myśl, żeby rzucić niedokończony uszytek w kąt... Ba! Nawet to zrobiłam! Poszłam napić się kawy ale wciąż myślałam, jak mam pikować i nie zwariować :) Znów zabrałam się za pikowanie, obiecując sobie, że ostatni raz to robię i koniec... Podłożyłam kocyk pod igłę, z tyłu naciągałam lekko bawełnę lewą ręką a prawą układałam materiały przed stopką... Cieszę się, że nie zrezygnowalam i doprowadziłam uszytek do końca. 

Co o nim myślicie? 

wtorek, 21 lipca 2015

Singer Tradition 2282 w sieci sklepów Lidl

Kilka tygodni temu, gdy zakiełkowała  w mojej głowie myśl, aby kupić maszynę, zaczęłam szperac w internecie. Szukałam odpowiedzi na pytanie każdej osoby, która rozpoczyna swoją przygodę z szyciem a mianowicie "Jaką maszynę kupić?". Zdanie zmieniałam trzy razy dziennie, jednak moim faworytem pozostawał Silvercrest z Lidla. Osobiście nie spotkałam się z żadną negatywną opinią... Ale żeby nie było tak prosto -owa maszyna była niedostępna w ofercie. Kontaktowałam się nawet z Lidlem, mając nadzieję, że jest możliwość sprowadzenia Silverki do sklepu. Niestety.
     Swoją maszynę juz kupiłam-nie jest to Silvercrest oczywiście, lecz jestem zadowolona z zakupu.
    Dziś rano natrafiłam na gazetkę Lidla i zakuło mnie z żalu :) Miesiąc temu kupiłam maszynę, bo zabrakło mi cierpliwości a za kilka dni-30.07.2015r- pojawi się w Lidlu Singer Tradition 2282. No Silverka to nie jest, jednak analizując występowanie maszyn w sklepie, lada dzień pojawi się również ta sławna już maszyna.
    A ten Singer... Kusi.  Jest od mojej maszyny po pierwsze tańsza(niewiele ale jednak), po drugie ma dłuższą gwarancję(o rok!), no i po trzecie jest bardziej zaawansowana. Nie będę się rozwodzić w tym temacie, za dużo tego :) Ehhh... I po czwarte -zdaje się być bardziej profesjonalna. Nie oszukuję się... Moja to taki... Plastik-Fantastik :) Bardziej przypomina zabawkę niż narzędzie pracy :) Jednak estetyka samej maszyny nie jest ważna,  raczej to co spod jej igły wychodzi. Niedługo postaram się dodać recenzję mojej maszyny z punktu widzenia totalnego laika...
    Wracając do Singera - gdybym nie miała maszyny, to poważnie bym się nad nim zastanowiła, bijąc się z myślami czy brać tą czy czekać na Silvercrest...
   A Wy co myślicie o Singerze?  Warto?  Czy dawny blask tych maszyn powróci? A może macie ten model w domu?

Ps. Singer kojarzy mi się tylko z maszyną mojej babci... Stary, poczciwy Singer, chodzący jak czołg :) Kiedy to było...

Zdjęcie pochodzi z pl.dawanda.com

poniedziałek, 20 lipca 2015

Dzieci tak szybko rosną... Czyli czas na kolejny krok

    Mamy, znacie to? Niemowlaki i wieczne pranie.
Przebieranie kilka, bądź kilkanaście razy dziennie... Zaglądacie do szuflady w poszukiwaniu czystego ciuszka i okazuje się, że już nic nie zostało. A to co jeszcze zostało jest już na naszą pociechę za małe...
   Tak więc, z potrzeby powstał mój drugi uszytek, a właściwie drugi i trzeci. Spodnie dresowe.
Na szczęście w sieci można znaleźć sporo tutoriali. Znalazłam taki, który wydawał mi się dość szczegółowy. A tam...kieszenie? Nie ma szans! Szukam dalej... No i pojawia się myśl "może jednak..." Jak nie spróbuję to poddam się na starcie. Co mi szkodzi? Najwyżej stworzę blog-galerię o tym "Jak szyć nie należy..."
   Nie powiem, namęczyłam się z tymi spodniami. Uszycie ich, zajęło mi kilka ładnych godzin. Co chwilę musiałam robić przerwy, jak to przy małych dzieciach :)
   Zostało mi trochę dzianinki po szyciu poduchy dla starszaka w nietoperze. Wykrój narysowałam na podstawie tradycyjnych dresów, rozkładając nogawki możliwie najszerzej, aby uzyskać spodnie typu buggy. Jak się okazało, kieszenie to był najmniejszy problem. Najwięcej czasu spędziłam na wszywaniu gumy w pasie i szyciu ściągaczy co skończyło się zranionym palcem(nie pytajcie jak to zrobiłam :)). Jednak z końcowego efektu byłam na tyle zadowolona, że kilka dni później powstały dr

sobota, 11 lipca 2015

Kupno maszyny i pierwsze błędy...

Jest! Jest! Jest! 
Przyszła moja pierwsza maszyna do szycia :) Usiadłam przed nią podekscytowana. Czułam się jak Charlie przed wejściem do Fabryki Czekolady... Szybko przewertowałam instrukcję obsługi i zabrałam się do przygotowania maszyny do pracy. Wzięłam kawałek tkaniny, wypróbowałam wszystkie ściegi i stopki załączone do maszyny.  Następnie prowadziłam szwy równolegle jeden przy drugim.  Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że mam problem z równym, prostym szyciem. No nic... Wzięłam ołówek,  linijkę i narysowałam linie, które miały mi pomóc w ćwiczeniach. Wtedy poszło zdecydowanie lepiej. Po blisko dwóch godzinach zabawy postanowiłam cos uszyć...
Zanim jeszcze wybrałam maszynę, przeglądałam materiały... I zamówiłam. A co mi tam! Na czymś muszę ćwiczyć, no nie? Jakoś w tamtym momencie nie przyszło mi do głowy, żeby kupić jakieś szmatki w SH. Oczarowana materiałami zamówiłam kilka rodzajów po 0,5 metra... Dzianiny :D Kupiłam kilka rodzajów dresówki i od tego zaczynałam szycie. Teraz już wiem, że nie był to dobry pomysł, powinnam kupić bawełnę i to możliwie najtańszą... Nie miałam się kogo poradzić i stąd moje błędy. Myślicie pewnie, że mnie to zniechęciło?  Nic bardziej mylnego. Postawiłam sobie wyzwanie! Żeby było śmiesznie to moją dresowka połączyłam z... Minky :D Oczywiście na początku nie było szans, żeby przeszyć choćby jeden bok... Zaczęłam szukać informacji jak to zrobić, żeby materiałów nie zmarnować. I tu znalazłam kilka wskazówek na forum krawieckim :D Po pierwsze -Igła do dzianin. Pobiegłam od razu do pasmaterii kupić odpowiednią igłe i znów podjęłam próbę szycia moich materiałów. Troszkę pobawiłam się jeszcze z naprężeniem nici i jakoś poszło :) Nie powiem, że wyszło idealnie i, że było łatwo. Nie mniej jestem zadowolona. Uszyłam poduszkę dla starszego synka :)
I pękam z dumy :)

Oto efekt moich wypocin :)

A jaki był Wasz pierwszy raz przy maszynie? Pamiętacie?